Warunkami niezbędnymi do przeprowadzenia informatyzacji jest stworzenie właściwych regulacji prawnych, ujednolicenie procedur (ostatnio wykryto liczne nieścisłości nawet w sporządzanych umowach zakupu sprzętu komputerowego i oprogramowania, z których nie wynikało jednoznacznie, kto jest ich właścicielem a kto tylko użytkownikiem), zwiększenie nakładów finansowych oraz zatrudnienie kompetentnych urzędników i zwiększenie kompetencji informatyków.
Tymczasem obecnie za informatyzację odpowiadają dwa urzędy, Ministerstwo Infrastruktury i MSWiA, co powoduje chaos decyzyjny. Trzeba jednak przyznać, że cały czas odbywają się przy namaszczeniu kolejnych rządów konsultacje, które w rezultacie mogą doprowadzić do połączenia kompetencji tych dwóch urzędów i stworzenia jednego resortu ds. telekomunikacji i informatyzacji. Jednak póki co informatyzacja napotyka na rozmaite przeszkody.
Jako przykład można tutaj podać informatyzację ZUS-u, która pochłonęła do tej pory ponad 2 mld zł. Większość tych pieniędzy pochłonął przygotowywany przez firmę PROKOM system informatyczny, nie wspominając o ustawicznie poprawianym programie Płatnik. Jednak mimo ogromnych nakładów finansowych połowa pracowników nadal nie ma komputera, a do przenoszenia danych używa się dyskietek 1,44 Mb, których ostatnio zamówiono 130 tysięcy za ok. 100 tysięcy zł. Tymczasem jeden współcześnie produkowany twardy dysk posiada porównywalną pojemność, przy czym jego cena wynosiłaby 200 zł. Różnica niebagatelna, zwłaszcza przy uwzględnieniu faktu, że ZUS obraca pieniędzmi podatników!
Dyskietki wyszły w zasadzie już kilka lat temu z użycia, w obecnie produkowanych komputerach nie ma już stacji dyskietek. Jak zauważył Jakub Bojanowski z firmy doradczej Deloitte polskie instytucje publiczne często wpadają w pułapkę informatyzacyjną zakładając, że zakupiony sprzęt będzie można użytkować długie lata. Tymczasem sprzęt komputerowy powinien być co trzy-cztery lata modernizowany, a jedna czwarta co roku wymieniana. Jednak zdaniem Mikołaja Skorupskiego z ZUS-u wyrzucanie na złom komputera tylko dlatego, że jest starszego typu byłoby marnotrawstwem, na które instytucja użyteczności publicznej nie może sobie pozwolić. Dodać trzeba, że z 20 tysięcy posiadanych przez ZUS komputerów połowa nie ma dostępu do sieci, napędów CD-R i wejść USB, do których podłącza się popularne pendrive’y.
Podobne problemy ma chociażby PKP czy Poczta Polska, nie wspominając o tym, że w wielu komisariatach policjanci piszą na zwykłych maszynach do pisania, wynalazku z początków ubiegłego wieku.
Tymczasem np. w Niemczech instytucje przy okazji wymiany sprzętu komputerowego na nowszy sprzedają starsze, ale jeszcze całkiem sprawne, komputery po bardzo przystępnych cenach. Podczas mojego pobytu naukowego w Chemnitz mieszkałem w dwuosobowym pokoju z Niemcem. Początkowo bardzo się dziwiłem, gdy zaczął znosić sprzęt komputerowy. Na moje pytanie odpowiedział, że to starsze komputery sprzedawane przez modernizujące sprzęt instytuty po niższych cenach. Ażeby pokazać o jakich sumach mowa dodam jeszcze, że jako stypendysta TU Chemnitz-Zwickau dostawałem 800 marek stypendium (był to ostatni rok ich obowiązywania), poszczególne instytuty zaś sprzedawały komputery po 50-70 marek. Czy polskie instytucje nie mogłyby postępować w podobny sposób?
Źródło: Piotr Miączyński, Vadim Makarenko, Zakład Użytkowania Staroci, 2008-11-18, w: Wyborcza.pl